Niemożliwym jest zapanowanie nad przebiegiem własnych wspomnień, które zjawiają się znienacka i znikają równie szybko. Są one zmienne, migotliwe, chaotyczne. Modzelewski kadruje wycinki minionej rzeczywistości, próbując przypomnieć ją sobie w trakcie tworzenia. Posiada on tę rzadką zdolność nadawania wagi drobnym zdarzeniom. Artysta buduje od zera scenografię dla wrażeń wyrytych w pamięci i niejako na nowo stwarza charakterystykę portretowanych przez siebie postaci. Jak sam mówi, wynika to z nieodpartej potrzeby malowania, tak silnej, że farba zaczyna się uwalniać i wymykać z rąk.
Mówi się, że coś pamiętamy, dopóki jesteśmy w stanie to opisać. Warto więc zadać sobie pytanie, jak zapamiętujemy obrazy. Odpowiedzi nań próbował udzielić Rudolf Arnheim[2]. Twierdził on, że percepcja wzrokowa jest właśnie myśleniem wizualnym, uzupełnionym o wiedzę i doświadczenie, a także zmysły. Razem warunkują one przyszłe akty postrzegania, czyli to, w jaki sposób będziemy powracać do własnych wspomnień. Celem takiego działania jest bowiem ostatecznie rozpoznanie siebie. Z pomocą przychodzą nam wszelkiego rodzaju, znane już od starożytności, strategie mnemotechniczne, pozwalające na zapamiętywanie, przechowywanie oraz przypominanie sobie potrzebnych informacji. Jedną z nich jest wykorzystywanie wizualnych skojarzeń, którą wykorzystuje Modzelewski, próbując odbudować swój własny pałac pamięci („Z muzeum Vigelanda” 2022), poszukując jednocześnie odpowiedniej formy dla zmaterializowania własnych wrażeń.
Sztuka sama w sobie, choć być może jest to tylko złudzenie, jest nośnikiem pamięci, pozwalającym trwać temu, co przeszłe. Daje nam możliwość wglądu w minione zdarzenia, spojrzenia w oczy postaciom, których nie będzie nam już dane spotkać. Tworzy imaginarium przeszłości i teraźniejszości, wpływając silnie na to, jak wyobrażamy sobie świat. Kiedy jednak mówimy o naszych subiektywnych doświadczeniach, skupiamy się jedynie na fragmentach wspomnień: przedmiotach, kolorach, zapachach, gestach, kącie padania światła czy emocjach. Pamiętamy bowiem jedynie strzępki i fragmenty momentów, ale nigdy nie są to fotograficzne kadry. Są to detale, które się pamięta, choć całość jest bardziej rozmyta, niemożliwa do ogarnięcia spojrzeniem. Małe pamięci, które znikną zaraz po naszej śmierci. Obraz, chociażby malarski, może tę obecność przedłużyć. Jednak nie wszystkie emocje da się opowiedzieć – trzeba je „zobaczyć”.
Przypominanie sobie, zgodnie z platońską koncepcją poznania, nie ma charakteru filozoficznego. Jest to proces mentalny, stosowany w celu rozpoznania rzeczywistości widzialnej i niewidzialnej. Grecki filozof dowodził, że istnieje wiedza dana nam jeszcze przed urodzeniem, związana z naszą duszą. Ta jednak, schodząc na Ziemię, zapomina wszystko to, czego doświadczyła przed upadkiem. Anamneza jest więc raczej formą pamięci metafizycznej niż przypominaniem sobie przeszłych doświadczeń. Również Modzelewski nie maluje dosłownych obrazów – próbuje za to przywołać doznania, które wzbudziły w nim w danym czasie silne emocje. Może to być dźwięk tykającego niebieskiego zegara („Irek wyjaśnia” 2022), srebrny motocykl-zabawka kupiony w kiosku („Powrót z Łomży. Pierwszy Matchbox” 2022) czy wspomnienie stresującej lekcji w podstawówce („Matematyka (dobrze, ale nieudolnie)” 2022; „Surowy nauczyciel niemieckiego” 2022). Cały mechanizm, począwszy od formułowania się wspomnienia, aż po ostatnie pociągnięcie pędzla na obrazie, zdaje się przyjemnością i pewnego rodzaju dziecięcą zabawą w podchody. Obraz niejako chce być w pewien sposób zrobiony, co jak mówi artysta, stanowi odwieczną walkę między nim a malarzem, który jest poddany nie tylko na działanie formy, ale i pewnych ograniczeń fizycznych czy psychologicznych.
Człowiek funkcjonuje jakby poza czasem, zwłaszcza kiedy próbuje wrócić do swojego dzieciństwa. W centrum zainteresowania malarza zawsze był człowiek wraz z jego otoczeniem, ale przede wszystkim ulotność chwil. Od niedawna jednak artysta zabiera nas w melancholijną podróż po miniaturach pamięci. Nie są to wielkie obrazy, w rozumieniu XIX-wiecznej akademickiej hierarchii tematów, a jedynie strzępki myśli, które każdy z nas na różnych etapach życia odwiedza. Brak w tym przypadku intelektualnych wygibasów, jest tylko niczym niestrudzona lekkość i przyjemność z malowania. Constantin Brâncuși, rzeźbiarz rumuńskiego pochodzenia, powiedział, że kiedy tylko przestajemy być dziećmi, w zasadzie umieramy. Dzieło sztuki może być czymś więcej aniżeli tylko artefaktem – to osobista impresja, miniatura pamięci, prywatna mitologia. Dla Modzelewskiego malowanie staje się doznaniem. Wciąż upraszcza oraz monumentalizuje, ale tym razem pozwala sobie na przyjemność odkrywania na nowo rzeczy, które już kiedyś zostały poznane.
Każdemu i każdej z nas zdarzyło się zanurzyć na chwilę w odmętach własnej pamięci. Kiedy tylko w takiej sytuacji uda nam się zobaczyć coś wyraźniej, nie posiadamy się z radości. „Nawet w przypadku najprostszego rachunku cieszymy się nie dlatego, że znamy odpowiedź, ale dlatego, że poprawna odpowiedź łączy nas z innymi ludźmi, którzy też rozumieją zadanie”[3]. Odczuwamy więc przyjemność i bezpieczeństwo, kiedy nasze ciało odkrywa w przestrzeni swój rezonans. I tak obrazy artysty są do pewnego stopnia intersubiektywne. Każde z nas będzie mieć szansę odnieść się do nich, operując własnymi doświadczeniami. Są to więc to różne opowieści, które pomimo różnic w tonacji grają jedną linię melodyczną. Im więcej osób przyłączy się do snucia tej opowieści, tym silniejsza będzie jej moc. Można by powiedzieć, że malarz próbuje odnaleźć miejsce, które będzie tylko jego („Światło na starym fotelu” 2022; „Pogłębiarka przy falochronie w Ustce” 2022; „Widok z kotłowni” 2022). Zostawia jednak odbiorcę ze zlepkami informacji, które ten samodzielnie musi odnieść do własnego bagażu doświadczeń.
Rzeczy, których nikt nie dotyka, stają się martwe[4].
Wspomnieniowe wyliczenia artysty przerywają niejako widoki krajobrazów oraz pejzaże („Szkic z lasu” 2022; „Skraj lasu” 2022; „Brama w Czerwińsku” 2022). Modzelewski, choć nadal jest bacznym obserwatorem rzeczywistości, z czułością spogląda na otaczającą go naturę, zatapia się w niej i pozwala sobie oraz nam na chwilę wytchnienia. To właśnie przyroda daje możliwość osiągnięcia równowagi, a chodzenie po lesie może być jedną z najprzyjemniejszych czynności. Jesteśmy wówczas z dala od zgiełku miasta, mamy szansę zatopić się we własnych myślach. Artysta idzie natomiast do lasu po „obrazy”, chcąc stworzyć prywatny atlas wspomnień. Płótna stają się tutaj pewnego rodzajami oknami pamięci. Malarz uchyla nam rąbek własnej przeszłości. Oszczędna forma, żywy kolor, fascynacja światłem jeszcze bardziej podkreślają idylliczność przedstawianych kadrów.
Ów rodzaj nostalgii związany z płótnami Modzelewskiego wiąże się również z pojęciem retrotopii. To niemożliwa próba powrotu do „wspaniałej” przeszłości, którą idealizujemy z biegiem lat. Miniona kraina szczęśliwości zawsze wydaje nam się ciekawsza i lepsza, niż była w chwili przeżywania danych momentów. Słowem, zapamiętujemy to, co sprawia nam przyjemność, zapominając o niedookreślonych zagrożeniach, momentach smutku czy upadkach. Tworzone w tym duchu obrazy nie są już dokumentacją rzeczywistości, ale złudzeniami, które zostają z nami na zawsze. Odmalowują w ten sposób świat takim, jakim chcielibyśmy go widzieć.
Mechanizmy i strategie pamięci, jej fragmentaryczność, wybiórczość oraz tendencja do wypaczania pewnych faktów, są nieustannie przepracowywane w dziełach artystów – nie tylko tych współczesnych, choć od drugiej połowy XX wieku widać wzmożone zainteresowanie tym tematem. Modzelewski stara się „odpominać” swoje doświadczenia, jednocześnie zapraszając nas do odkrywania własnych wspomnień. Oscyluje pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, by za pomocą obrazów zachęcić nas do podjęcia próby ponownego odczytania przeszłości, która z biegiem lat stała się nieczytelna, zatarta. W chwili tworzenia obrazu, artysta wyrzeka się niejako przeszłości, który staje się wciąż żywa i otwiera go na przyszłość. Modzelewski był i będzie („Zamalowanie obrazu” 2022), teraz i zawsze.”